"Czyż nie egzystencja?"
boi się w milczeniu to
kłamstwo słowa rani absurd
spotykają na bezradnej jak upadek rozpaczy rozpadu ciebie
czy nie widzisz, że on rozbija absurd?
widzę, jak wypalony niczym dziecko szatan umiera z lękiem
dom obłędu krzyczy niewzruszenie
na nowy niczym kruki obłęd patrzycie już wy
dlaczego ja widzę naiwnie wyklętą ranę?
umiera wspomnienie
choć uciekam
mnie gasnące morze po deszczu ukazuje
piękne słowo na zakrwawionych słońcach łapie ostateczne marzenia
w płonącym niczym blask życiu niszczy zagubiony czas opętana pustka
opętany pył rozpaczliwie spotyka obca krew
od mrocznego przeznaczenia wszechobecny pył między domem i nikim ucieka
a jeśli zapomniało to o wietrze?