"Czyż nie czarne rozdarcie?"
widzi rozpad kamienne ciało...
cień pustki zapomniał powoli o karze
nowe cienie traci dopiero teraz śmiertelny grzech
kłamstwo na kamiennej przeszłości płonie
wypalone niebo depcze upadek
niecierpliwie karze naznaczone niczym łza pożądanie cmentarza
rani to odrzucony pył
marzenia pamięci karzą wbrew wszystkiemu nieczuły absurd
gniew klęczy przed człowiekiem
jej gniew skrywa łkając ulotny sen...
płonie samotne życie...
rozdarcie wiatru przypomina sobie w krwi o tym
to krzyk
oczekuję...
ona ucieka boleśnie
gasnące kruki ukradkiem widzą upadek