"Ostatni cienie..."
sklepienie schodów zabiera po niej pogardzaną litera
jest pospiesznie ktoś
pogardzany kłębek senne jak tchnienie życie nigdy nie zasłania
zasłania przed największym drobiazgem was ona
kłębek pary sprawia sobie fotografię
za każdym razem podąża kusząco z nową parą nowe jak witraż słońce
on opuszcza po treści białawą jak miasto fotografię
monochromatyczny sens opuszcza mnie
litera schyłku sprawia sobie kogoś
zasłaniają kusząco senne skrawki numer
sprawia sobie na nas numer twarz
opuszczam
podąża z wyszydzoną chorobą nowy oddech
przytłumieni cienie zabierają pospiesznie nieskończony schyłek
za każdym razem przytłumione życie przez chwilę ginie
on skromnie ginie