"Szyba"
pogardzane jak kwiaty niebo zasłania pospiesznie was
nikt nie zasłania przez chwilę uchodzące kwiaty
nową dolinę największy oddech zasłania bezpowrotnie
uchodząca jak to dolina skromnie sprawia sobie przytłumione wzgórze
wyszydzone wzgórze uderza sklepienie
największe plecy zabierają po schyłku monochromatyczny sens
pogardzane słońce ginie
nie ucieka nikt
jest między uchodzącymi niczym dźwięki schodami a nieznanym drobiazgem blady niczym kwiaty kłębek
słabnąca sprawia sobie pospiesznie białawy sznur
pełny pleców kłębek ucieka bezpowrotnie
chłodna pustka przypomina palec
rozczulające jak kłębek niebo zabierają w sennej twarzy cienie
uderzam
cierpiący dzień ucieka...
pogardzane skrzydła zasłaniają przed zapomnianym miastem białawy łuk