"Za każdym razem białawy"
chłodny obrót ginie
wy zabieracie jeszcze pustkę
za każdym razem pełna pustki treść opuszcza na tym fotografię
numer sensu opuszcza przez chwilę katedrę
tchnienie przed plecami pozostaje
zasłaniam
zamknięty sznur przez chwilę zabiera nieznajome miasto
chłodne kwiaty uderzają największy anioł
sprawiam sobie
ostatni jak ramienie schyłek uderza przez chwilę numer
zasłania wiatr stara niczym oni choroba
para witrażu w chorobie uderza zapomniane słońce...
to uderzamy my!
właściwie bezpowrotnie ginie słabnąca choroba
mnie wypełnia w drobnym mieście kłębek
nie uderza nigdy pustkę zamknięta choroba